Autor
Tytuł
Harry Duda
Szlakiem zbrodni II. Opolanie w sprawie katyńskiej [recenzja archiwalna]
Wydawca:
Miejsce wydania:
Data wydania:
Opis:
Identyfikator ISBN:
Tadeusz Podkówka
Opole
1998
ss. 521
8390572605
Do not w Bibliografii Katyńskiej dołączamy recenzje, pisane w latach dziewięćdziesiątych i na początku XXI wieku przez Włodzimierza Dusiewicza, pierwszego prezesa Zarządu Federacji Rodzin Katyńskich (1993–2006). Teksty były publikowane na łamach biuletynu „Rodowód”, wydawanego przez Andrzeja Spanily, prezesa Rodziny Katyńskiej w Gdyni. Są one znakiem czasu: widać w nich emocje, jakie towarzyszyły ukazywaniu się kolejnych książek o tematyce katyńskiej; widać, jak reagowało na nie (wówczas) wielotysięczne środowisko Rodzin. Teksty Włodzimierza Dusiewicza same w sobie stanowią już dzisiaj źródło historyczne.
W 11 numerze „Rodowodu” (listopad 1998) na stronie 14 w Komunikatach ukazał się anons o książce pt. Szlakiem zbrodni II. Opolanie w sprawie katyńskiej, następującej treści: „Znaczny udział społeczności opolskiej w upamiętnieniu zbrodni Golgoty Wschodu znalazł pełny wyraz w promowanej książce”. Przyjrzyjmy się zatem bliżej temu „wyrazowi” i oceńmy w miarę obiektywnie, dokładnie i sprawiedliwie…
Książka wzbudziła oburzenie Rodzin Katyńskich, zwłaszcza tych członków, którzy mają jej egzemplarz i uczestniczyli w pielgrzymce do Charkowa w 1998 roku. Właściwie i odważnie zareagowała prezes Rodziny Katyńskiej z Bydgoszczy, p. Danuta Rumfeld, wysyłając do wydawcy i głównego „winowajcy” całego zdarzenia, p. T[adeusza] Podkówki, pismo w imieniu swojego środowiska. Takie prawo, a nawet obowiązek ma każdy, kto uważa, że książka jest „taka” czy „siaka”, pisanie do Federacji mija się z celem, przecież to nie my jesteśmy autorami i wydawcami.
Trudno mi było oceniać książkę tylko na przykładzie jednego, ale jakże znaczącego zdarzenia, jakim jest kłamliwe i oszczercze opisanie uroczystości w Charkowie zamieszczone po ogłoszeniach na stronach 523/524 – Z ostatniej chwili – od wydawcy. Dałem temu publiczny wyraz, wysyłając do wszystkich zarządów Rodzin Katyńskich list otwarty z 1 grudnia [1998] roku. Treść listu była uzgodniona z przewodniczącym FRK p. Januszem Lange, który najboleśniej z nas wszystkich odczuł zamieszczoną treść i tylko dlatego, że jako jedyny za nas wszystkich akt erekcyjny podpisał, nie wypowiedział się, jak na razie, w tej kwestii. Pomijam już tak istotną sprawę, jak to, że trudno jest pomylić akt erekcyjny od porozumienia polsko-ukraińskiego, podpisanego przez obu prezydentów, a zamieszczone w książce, jako „dowód” sprzeniewierzenia się sprawie – jeśli się zna i potrafi odróżnić – tak inne są to dokumenty: akt erekcyjny i porozumienie.
Książka została mi pożyczona na święta i z przykrością stwierdzam, że nie jest to lektura godna radosnych świąt Bożego Narodzenia. Nie jest to tak naprawdę żadna lektura i treści zawarte na kartach książki nie są adekwatne do podtytułu Opolanie w sprawie katyńskiej. Jest więc przedmowa pióra ks. Z[dzisława] Peszkowskiego, jest Wprowadzenie w temat… tylko, że mamy już rok 1999 i zamieszczone dokumenty sowieckie doczekały się czterech oddzielnych wydań w opracowaniu historyków i powielanie tych samych, znanych powszechnie opracowań nic nowego do „sprawy katyńskiej” nie wnosi, a już na pewno nie jest to wkład opolan (s. 15, 16, 17, 18, 19, 21). Ku zdumieniu ujrzałem w książce zamieszczone kserokopie pism zarządu FRK do Rodzin bez uprzedniego słowa „czy mogę” i późniejszego „dziękuję”… Nie upoważniono jeszcze nikogo do publikacji pism przeznaczonych do użytku wyłącznie wewnętrznego (s. 33, 117, 118, 228, 406). Wyróżnienie takie spotkało i inne Rodziny Katyńskie, np. ze Szczecina (s. 29) – podana jest kopia protestu do MSZ w sprawie książki Muchina, jak powszechnie wszystkim powinno być wiadome, wydawcy tej książki również, że zbiorowy protest w sprawie „Katyńskiej Powieści Kryminalnej” wystosował zjazd FRK w Wesołej z podpisem uczestników, tej informacji akurat zabrakło – niedobrze z pamięcią!… Szczytem samozadowolenia, głupoty czy wyrafinowanej gry jest zamieszczenie pism Krystyny Krzyszkowiak, będące przedmiotem sporu i zwołania nadzwyczajnego zjazdu, który ostatecznie wyeliminował „płodną” autorkę i jednoznacznie ocenił jej szkodliwą działalność. Wydawca był delegatem na nadzwyczajny zjazd w Wesołej. Nie omieszka się tym chwalić na łamach książki, że otrzymał z rąk Stanisława Broniewskiego, przewodniczącego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, złoty medal „Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej” (s. 417 – pod górnym zdjęciem data tego wydarzenia jest podana 4 stycznia 1996, zaś pod dolnym tego samego – inna – 27 stycznia 1996 roku?). Dziwne, co?
Wracając jednak do pism Krystyny Krzyszkowiak, podanych na stronach 214–216, czytamy na stronie 317: „K. Werner prosi przewodniczącą Federacji RK Krystynę Krzyszkowiak o zawieszenie na pomniku wstęg Orderu Virtuti Militari…” i data tego wydarzenia – Opole-Półwieś 17 września 1995! – obok kopia dokumentu Kapituły Orderu Wojennego VM do FRK z 17 września 1994, który wyraźnie określa sposób przekazania wstęg. Paradoks polega na tym, że 17 września 1995 nie było jeszcze symboli Orderu VM w Rodzinach Katyńskich – 27 stycznia 1996 roku, na nadzwyczajnym zjeździe w Wesołej Stanisław Broniewski, jako zastępca kanclerza Kapituły, wręczył wstęgi, w tym również dla Opola. Jakie więc wstęgi zawieszała w 1995 roku Krystyna Krzyszkowiak w Opolu? Takich zawiłych pytań jest więcej… Zamieszczony na stronie 300 akt erekcyjny tego pomnika nosi datę marca-kwietnia 1995 roku, zaś w imieniu Rodzin Katyńskich (s. 301) ów akt erekcyjny podpisali: Krystyna Krzyszkowiak, Stefan Melak i Witomiła Wołk-Jezierska – bez komentarza. Tylko jak te wszystkie nieścisłości i rewelacje mają się do prawdziwego aktu erekcyjnego, wmurowanego w ubiegłym roku w Charkowie? Zacznijmy najpierw od siebie, panie Tadeuszu!
Wśród licznych podpisów i pieczęci, umieszczonych na akcie erekcyjnym z Opola, są i takie, które budzą niedowierzanie i domysły; nie jest to przedmiotem tego omówienia, może kiedyś kto inny dopatrzy się następnych przekłamań.
W książce są zamieszczone takie masy pism, których nie sposób interpretować. Bardzo liczne są listy i pisma ks. Z[dzisława] Peszkowskiego. Ale jeżeli jest stanowisko wyrażone oficjalnie i skierowane do Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa (s. 219–220), to czy na druk nie powinno się mieć zgody adresata?… Pytam! Z treści książki i zamieszczonych zdjęć i pism można wnioskować, że ks. Z[dzisław] Peszkowski darzy p. T[adeusza] Podkówkę wyjątkową sympatią i zaufaniem, nie można zatem tego zaufania i kapłańskiej miłości podrywać i poddawać na szwank i niezdrowe domysły, wykorzystując wszystko, co mówi i pisze, nawet najbardziej prywatnie, jak w tym przypadku: „a teraz z serca gorąca prośba, proszę, zrób akt erekcyjny do Katynia” (s. 65). Kto „robi” akt erekcyjny? – ks. Z[dzisław] Peszkowski, H[arry] Duda, T[adeusz] Podkówka czy komitet przy prezydencie (Lechu Wałęsie)? I znowu dwutorowość: jedni sobie, drudzy sobie, droga oficjalna i prywatna… i tak jest do dziś, takim pismem Tadeusz Podkówka zrobił księdzu „niedźwiedzią przysługę”. Takich kwiatków jest więcej.
Tak naprawdę jest to książka o jednej osobie z Opola i jednej z Warszawy, ilustrowana licznymi zdjęciami tychże osób.
Wróćmy jednak do aktu erekcyjnego z Katynia z roku 1995 „zrobionego” w Opolu – akurat. Owszem, był podsunięty tekst z Opola do rozpatrzenia i na jego kanwie, z niektórych sformułowań, powstał właściwy akt podpisany przez L[echa] Wałęsę, prezydenta RP. Ale do wmurowania tego aktu i odczytania fragmentu apelu była proszona wdowa Janina Kremky-Saloni, nie Jadwiga (s. 186) i dalej już dobrze (s. 188). Dlatego podany w książce tekst pełny aktu różni się zasadniczo od tego historycznego i nie można w tak ważnych sprawach czytelnika wprowadzać w błąd. Co napisane, powinno być święte i prawdziwe… (s. 107). To samo dotyczy aktu do Miednoje (s. 104–105). Akt erekcyjny do Miednoje powstał w zupełnie innym komitecie organizacyjnym i kto inny redagował tekst ostateczny – nikt z Opola! To samo dotyczy słynnych tablic żeliwnych. Teraz już wiemy, dlaczego tak głośno dopomina się Opole, raptem dwie osoby, o umieszczenie tablic na wmurowanych aktach erekcyjnych – wykonali następne zlecenie ks. Z[dzisława] Peszkowskiego, jest to wszystko dokładnie udokumentowane! Zapytajmy zatem, kto buduje i ponosi pełną odpowiedzialność za to… odpowiedzialność – to oczywiste, że Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa (p. A[ndrzej] Przewoźnik), a buduje kto? Według treści książki – tylko Opole, inni przeszkadzają… To nie trzeba być wcale złośliwym, uprzedzonym, żeby taki wniosek wysnuć, to się podaje wręcz na każdej niemal stronie.
Jest X rozdział – Opolska Golgota Wschodu (s. 293–339) i to jest właściwa działalność Opola, cienka nowelka, ilustrowana zdjęciami, niech będzie, każdy się może pochwalić… Ale książkę, dzieło na 525 stron, trzeba czymś wypełnić… Są różne pisma: od Ojca Świętego począwszy, na T[adeuszu] Podkówce „skończywszy”, zdjęcia, wykresy, mapy, druki, ulotki, ogłoszenia, znaczki, ankiety, cegiełki (z Warszawy), plakietki okolicznościowe i cała nieudana „sprawa” z Częstochowy, i cały z wykresami projekt cmentarza w Miednoje, i pobyt Rodzin Katyńskich u Ojca Świętego bez T[adeusza] Podkówki, i listy osób uczestniczących w pielgrzymkach do Katynia i Miednoje w 1995 roku. I tu również nie padło słowo „dziękuję” za obecność w Miednoje na uroczystościach siostry T[adeusza] Podkówki, która pojechała mimo sprzeciwu RK z Koszalina, sprzeciwu słusznego w sytuacji przyznanych miejsc w samolocie dla poszczególnych rodzin. Natomiast są zamieszczone zdjęcia p. Reginy Bochni (na s. 262–263). Ktoś nie pojechał do Ojca… (?). Na s. 471 zamieszczony jest wykaz 17 sponsorów książki – poz. 14 to ROPWiM [Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa] – ani słowa dziękuję, ani egzemplarza książki, co jest ogólnie przyjętym dobrym obyczajem – nic!
Pragnę tu publicznie przypomnieć szanownemu wydawcy, że osobiście prosiłem p. Andrzeja Przewoźnika o wsparcie finansowe książki, bo w projektach i rozmowach jej treść odbiegała od tego, co w mozole przeczytałem. Ogólny niesmak, książka zła i nikomu niepotrzebna. Ale jak mawiali mądrzy księża jezuici, żeby zwalczyć marksizm, trzeba znać Marksa, i oni znali go najlepiej. I tylko dlatego nawet złą książkę powinniśmy znać i umieć wyciągnąć na przyszłość właściwe wnioski. Miałem uwag znacznie więcej, ale mam litość nad czytelnikami. Nie mogę się upodobnić do autora i wydawcy, to jest jednak zaraźliwe, to puste gadulstwo i samochwalenie. Szkoda tych drzew wyciętych na ten papier do książki, panie leśniku, może lepiej zająć się mrówkami, będzie więcej prawdy i mniej pretensji…
Opracował Włodzimierz Dusiewicz
Pierwodruk: Opolskie bajanie, „Rodowód” [Gdynia] 1999, nr 1