Autor

Tytuł

Wil­liam Har­ri­son Stan­dley, Arthur Ain­sley Ageton

Admi­ral Ambas­sa­dor to Russia

Wydaw­ca:

Miej­sce wydania:

Data wyda­nia:

Opis:

Hen­ry Regne­ry Co.

Chi­ca­go

1955

ss. 533

Wyda­na w języ­ku angiel­skim pra­ca zawie­ra wspo­mnie­nia ame­ry­kań­skie­go amba­sa­do­ra w Związ­ku Radziec­kim Wil­lia­ma Har­ri­so­na Stan­dleya, peł­nią­ce­go swo­ją funk­cję w szcze­gól­nym cza­sie pomię­dzy 14 kwiet­nia 1942 a 19 wrze­śnia 1943. Duża część książ­ki poświę­co­na zosta­ła kwe­stiom pol­skim, rów­nież w kon­tek­ście poszu­ki­wa­nia zagi­nio­nych jeń­ców wojen­nych i kon­se­kwen­cji ujaw­nie­nia Zbrod­ni Katyń­skiej w kwiet­niu 1943.

Przy­po­mnij­my: 22 czerw­ca 1941 roku III Rze­sza zaata­ko­wa­ła ZSRR. Po bły­ska­wicz­nej kam­pa­nii, woj­ska hitle­row­skie wdzie­ra­ły się w głąb kra­ju i wcze­sną jesie­nią zagro­zi­ły Moskwie. Wobec tego w paź­dzier­ni­ku 1941 wła­dze sowiec­kie posta­no­wi­ły, że tym­cza­so­wą sto­li­cą zosta­nie odda­lo­ne od linii fron­tu mia­sto Kuj­by­szew. Prze­nie­sio­no tam przed­sta­wi­cie­li sowiec­kiej admi­ni­stra­cji oraz wszyst­kie pla­ców­ki dyplo­ma­tycz­ne. Wil­liam Stan­dley obej­mo­wał więc swo­ją funk­cję w tym­cza­so­wej sto­li­cy w cza­sie, gdy Zwią­zek Radziec­ki znaj­do­wał się wciąż w nie­zwy­kle trud­nej sytu­acji mili­tar­nej. Nie zmie­nia­ło to jed­nak fak­tu, że przed­sta­wi­cie­le admi­ni­stra­cji pre­zy­den­ta USA Fran­kli­na Dela­no Roose­vel­ta oba­wia­li się, że Sta­lin może zawrzeć z Hitle­rem sepa­ra­ty­stycz­ny pokój. Mię­dzy inny­mi z tego powo­du nie chcia­no podej­mo­wać kwe­stii, któ­re mogły­by w jaki­kol­wiek spo­sób pod­wa­żać rela­cje alian­tów z ZSRR.

Amba­sa­dor Stan­dley, będą­cy wyko­naw­cą poli­ty­ki usta­la­nej w Waszyng­to­nie, nie był w sta­nie podej­mo­wać nie­za­leż­nych dzia­łań na tere­nie Sowie­tów. Nie­mniej, w ramach swo­ich ogra­ni­czo­nych moż­li­wo­ści, sta­rał się być – jak wyni­ka z jego pra­cy – sojusz­ni­kiem i rzecz­ni­kiem Pol­ski i Pola­ków. Sta­ra­nia te nie mogły przy­nieść wymier­nych rezul­ta­tów, ponie­waż wła­dzom ame­ry­kań­skim zale­ża­ło na utrzy­ma­niu dobrych rela­cji z ZSRR za wszel­ką cenę. Z tego powo­du jedy­nie w nie­zwy­kle ogra­ni­czo­nym zakre­sie udzie­la­no Pola­kom  dyplo­ma­tycz­ne­go wspar­cia. Dzię­ki pra­cy Wil­lia­ma H. Stan­dleya moż­na dowie­dzieć się, jak bar­dzo admi­ni­stra­cja pre­zy­den­ta Fran­kli­na Dela­no Roose­vel­ta lek­ce­wa­ży­ła inte­re­sy swo­je­go słab­sze­go, ale wier­ne­go sojusz­ni­ka. Świad­czyć może o tym fakt, że w począt­ko­wej fazie swo­je­go urzę­do­wa­nia – skrę­po­wa­ny jasny­mi instruk­cja­mi – amba­sa­dor USA nie miał moż­li­wo­ści poru­sza­nia kwe­stii zwią­za­nych z Pol­ską i Pola­ka­mi. Nie­mniej, natych­miast nawią­zał kon­takt z amba­sa­do­rem Rzą­du RP na uchodź­stwie w ZSRR, pro­fe­so­rem Sta­ni­sła­wem Kotem. Dzię­ki nie­mu dowie­dział się, w jak trud­nej sytu­acji zna­leź­li się Pola­cy znaj­du­ją­cy się na tere­nie Sowie­tów, aresz­to­wa­ni po wrze­śniu 1939, wywie­zie­ni, prze­by­wa­ją­cy w wię­zie­niach, w obo­zach i na zesłaniu.

Dla władz ame­ry­kań­skich temat ten stał się istot­ny, kie­dy coraz bar­dziej real­ne było wypro­wa­dze­nie Armii Pol­skiej z ZSRR i moż­li­wość wyko­rzy­sta­nia jej siły przez Ame­ry­ka­nów i Bry­tyj­czy­ków. Dopie­ro wte­dy admi­ni­stra­cja waszyng­toń­ska pozwo­li­ła swo­je­mu amba­sa­do­ro­wi na pod­no­sze­nie spraw pol­skich w cza­sie roz­mów z sowiec­ki­mi urzęd­ni­ka­mi i wska­zy­wa­nia, że są one dla Ame­ry­ka­nów istot­ne. Amba­sa­dor miał jed­nak pod­kre­ślać, że wła­dze USA nie będą inge­ro­wa­ły w rela­cje mię­dzy Pola­ka­mi a wła­dza­mi sowieckimi.

Prze­łom nastą­pił 13 kwiet­nia 1943, kie­dy Radio Ber­lin poin­for­mo­wa­ło o odna­le­zie­niu gro­bów w Katy­niu (nie była to wpraw­dzie pierw­sza infor­ma­cja na ten temat, ale to wła­śnie ona odbi­ła się sze­ro­kim echem w całym świe­cie). Rząd RP na uchodź­stwie musiał pod­jąć dzia­ła­nia zmie­rza­ją­ce do wyja­śnie­nia spra­wy, co – jak wia­do­mo – posłu­ży­ło Sta­li­no­wi jako pre­tekst do zerwa­nia rela­cji dyplo­ma­tycz­nych z legal­ny­mi pol­ski­mi wła­dza­mi w Lon­dy­nie. Ame­ry­kań­ski amba­sa­dor sta­rał się nakło­nić Wia­cze­sła­wa Moło­to­wa – peł­nią­ce­go wów­czas funk­cję komi­sa­rza ludo­we­go, odpo­wia­da­ją­cą mini­stro­wi spraw zagra­nicz­nych – do utrzy­ma­nia tego fak­tu poza zasię­giem opi­nii publicz­nej, co nie przy­nio­sło rezul­ta­tu. Nie­dłu­go potem Stan­dley wysłał doku­ment, w któ­rym ostrze­gał swo­ich ame­ry­kań­skich prze­ło­żo­nych przed poli­ty­ką pro­wa­dzo­ną przez ZSRR, w per­spek­ty­wie powo­jen­nej zmie­rza­ją­cą do opa­no­wa­nia Pol­ski, a tak­że całej Euro­py Wschod­niej. Nie­ste­ty, ten głos roz­sąd­ku, jak wie­le innych, został zignorowany.

Poli­ty­ka ame­ry­kań­skie­go Depar­ta­men­tu Sta­nu wobec władz sowiec­kich zosta­ła dość suro­wo osą­dzo­na w pra­cy Wil­lia­ma H. Stan­dleya. W wie­lu kwe­stiach dyplo­ma­ta miał oczy­wi­ście słusz­ność, jed­nak­że trze­ba wziąć rów­nież pod uwa­gę kon­tekst epo­ki. Trze­ba zwró­cić uwa­gę, że pra­ca byłe­go ame­ry­kań­skie­go amba­sa­do­ra zosta­ła wyda­na na fali wzno­szą­cej się zim­nej woj­ny. Wte­dy też admi­ni­stra­cja pre­zy­den­ta Roose­vel­ta była czę­sto kry­ty­ko­wa­na za nad­mier­ne zaufa­nie, jakim obda­rzo­no przed­sta­wi­cie­li sowiec­kie­go reżi­mu w cza­sie II woj­ny świa­to­wej. Amba­sa­dor Stan­dley – według mojej opi­nii – dobrze odczy­ty­wał bie­żą­ce nastro­je spo­łecz­ne, dla­te­go też nie­któ­re tezy w jego książ­ce zosta­ły wyostrzo­ne. Nie­mniej pole­cam tę pra­cę, szcze­gól­nie w kon­tek­ście spraw polskich.

Opra­co­wał Mate­usz Zemla