Autor

Tytuł

Sta­ni­sław Swianiewicz

W cie­niu Katynia

Wydaw­ca:

Miej­sce wydania:

Data wyda­nia:

Opis:

Iden­ty­fi­ka­tor ISBN:

Wydaw­nic­two LTW

Łomian­ki

2016

ss. 462

978-83-7565-471-4

nie zawie­ra bibliografii

zawie­ra indeks nazwisk

Sta­ni­sław Swia­nie­wicz był więź­niem obo­zu w Koziel­sku. Z nie­zna­nych powo­dów  nie­mal w ostat­niej chwi­li został wyłą­czo­ny z listy osób prze­zna­czo­nych do zagła­dy w lesie katyń­skim. Wraz z inny­mi jeń­ca­mi Koziel­ska dotarł do sta­cji Gniez­do­wo pod Smo­leń­skiem, skąd czor­ny­je woro­ny  (cię­ża­rów­ki z zama­lo­wa­ny­mi wap­nem szy­ba­mi) wio­zły nie­świa­do­mych nicze­go ska­za­nych na miej­sce kaź­ni. Po latach Swia­nie­wicz zro­zu­miał, że jako jedy­ny widział to miej­sce – i prze­żył. Prze­żył potem uwię­zie­nie na moskiew­skiej Łubian­ce i Butyr­kach, następ­nie tra­fił do łagru w repu­bli­ce Komi. Sowie­ty uda­ło mu się opu­ścić z armią gen. Ander­sa, jed­nak do koń­ca życia pozo­stał na emi­gra­cji, jako jedy­ny świa­dek Katynia.

W cie­niu Katy­nia jest nie­zwy­kle cie­ka­wą auto­bio­gra­fią; przed­sta­wio­ne tam wyda­rze­nia prze­pla­ta­ne są głę­bo­ki­mi ana­li­za­mi rze­czy­wi­sto­ści w Sowie­tach. Książ­ka ta jest jed­ną z nie­licz­nych prac z zakre­su tema­ty­ki katyń­skiej, któ­rą mógł­bym okre­ślić jako ponad­cza­so­wą. Wszel­kie mono­gra­fie katyń­skie sta­ją się po pew­nym cza­sie zdez­ak­tu­ali­zo­wa­ne, ponie­waż bada­cze cyklicz­nie doko­nu­ją cią­głych rein­ter­pre­ta­cji zna­nych doku­men­tów, wyda­rzeń, postaw i zacho­wań ludz­kich, dzię­ki cze­mu histo­rio­gra­fia tego tema­tu cały czas się roz­wi­ja. Odpor­ne na zmia­ny para­dyg­ma­tów pozo­sta­ją przede wszyst­kim książ­ki bio­gra­ficz­ne, pod warun­kiem jed­nak, że nie zawie­ra­ją prze­kła­mań wyni­ka­ją­cych ze zbyt małej wie­dzy auto­ra o opi­sy­wa­nych wydarzeniach.

W książ­ce Swia­nie­wi­cza taka sytu­acja nie wystę­pu­je. Jako nauko­wiec, praw­nik i pro­fe­sor eko­no­mii posia­dał ogrom­ną wie­dzę i odpo­wied­ni apa­rat badaw­czy do inter­pre­to­wa­nia rze­czy­wi­sto­ści. Oczy­wi­ście nie moż­na wszyst­kich jego spo­strze­żeń trak­to­wać w kate­go­riach nie­za­prze­czal­nych fak­tów, ponie­waż sta­no­wią subiek­tyw­ny opis, cze­go autor nie ukry­wał. W książ­ce jasno wska­zu­je ewo­lu­cję nie­któ­rych swo­ich poglą­dów. Świad­czy to o  mądrej poko­rze tego bada­cza, któ­ry jest w sta­nie przy­znać, że w pew­nych okre­sach życia mógł popeł­niać błę­dy w oce­nie rze­czy­wi­sto­ści. Z dru­giej stro­ny, na począt­ku swo­jej pra­cy, wska­zu­je prze­paść mię­dzy swo­ją zdol­no­ścią do trzeź­wych i dogłęb­nych inter­pre­ta­cji zda­rzeń a tzw. „pro­sty­mi ludź­mi”, żyją­cy­mi złu­dze­nia­mi, ogłu­pio­ny­mi przez pro­pa­gan­dę lub nie­po­tra­fią­cy­mi wła­ści­wie odczy­ty­wać kon­se­kwen­cji róż­nych wyda­rzeń. Na począt­ku roz­dzia­łu dru­gie­go przy­znał sobie nawet pew­ne zdol­no­ści pro­fe­tycz­ne, przy­ta­cza­jąc sen, w któ­rym Sowie­ci bio­rą go do nie­wo­li, co mia­ło póź­niej miej­sce. Pod­kre­ślam, że nie kwe­stio­nu­ję praw­do­mów­no­ści auto­ra. Wie­rzę, że pisząc swo­ją książ­kę po wie­lu latach, przy­ta­czał wyda­rze­nia tak, jak je pamiętał.

Uka­za­nie w pierw­szym roz­dzia­le osób nie­po­sia­da­ją­cych apa­ra­tu ana­li­tycz­ne­go do oce­ny rze­czy­wi­sto­ści nie słu­ży­ło jed­nak wywyż­sze­niu. Swia­nie­wicz sta­rał się zro­zu­mieć oso­by, któ­re kie­ru­ją się głów­nie emo­cja­mi i na tym budu­ją swo­je prze­ko­na­nia. Według mojej oce­ny posłu­ży­ło to za pre­tekst do uka­zy­wa­nia wła­snej emo­cjo­nal­no­ści. Na począt­ku pro­fe­sor roz­gra­ni­czał „sie­bie-inte­lek­tu­ali­stę” – kie­ru­ją­ce­go się rozu­mem od „wybra­nych innych” – kie­ru­ją­cych się emo­cja­mi, któ­re nie pozwa­la­ły wła­ści­wie oce­niać okre­ślo­nych zja­wisk. Szyb­ko oka­za­ło się jed­nak, że to był spryt­ny zabieg, kry­ją­cy dwie prze­pla­ta­ją­ce się czę­ści auto­ra-nar­ra­to­ra. Swia­nie­wicz mie oba­wiał się przy­znać, że cza­sa­mi emo­cje mia­ły wpływ na postrze­ga­nie rze­czy­wi­sto­ści i bra­ły górę nad inte­lek­tem. Nie twier­dził też, że ana­li­zu­je i przed­sta­wia rze­czy­wi­stość w spo­sób „obiek­tyw­ny”. Ogrom­na wie­dza i apa­rat poznaw­czy pozwa­la­ły mu na zna­le­zie­nie dystan­su do same­go sie­bie i zro­zu­mie­nie, że oprócz emo­cji wyko­rzy­stu­je prze­ko­na­nia, wpły­wa­ją­ce na okre­ślo­ne postrze­ga­nia zja­wisk i ludzi.

Naj­peł­niej – moim zda­niem – wska­zał to frag­ment, gdzie autor ana­li­zu­je swój sto­su­nek do Rosji: „W ogó­le moja oso­bi­sta posta­wa wobec Rosji była typo­wą love and hate affa­ir. Skoń­czy­łem szko­łę rosyj­ską, roz­mi­ło­wa­ny byłem w poezji rosyj­skiej, wie­rzy­łem w arty­stycz­ny geniusz tego naro­du. Mia­łem kuzy­nów Rosjan, dobrze się czu­łem się w śro­do­wi­sku rosyj­skim, o czym się świe­żo prze­ko­na­łem w cza­sie poby­tu na Łubian­ce; zna­łem w życiu spo­ro Rosjan odzna­cza­ją­cych się wyjąt­ko­wą dobro­cią i życz­li­wo­ścią dla bliź­nich. (…) A jed­nak od cza­su, kie­dy zaczą­łem myśleć poli­tycz­nie, tzn. mniej wię­cej od począt­ku pierw­szej woj­ny świa­to­wej, w moich ide­ałach nigdy nie było miej­sca na jakiś praw­no­pań­stwo­wy zwią­zek ziem daw­nej Rze­czy­po­spo­li­tej z Rosją. Lecz w mojej poli­tycz­nej posta­wie nie było jed­nak żad­ne­go ura­zu prze­ciw­ko temu, co się nazy­wa Wscho­dem, jak to bywa u wie­lu Pola­ków. Odwrot­nie, ten Wschód Euro­py był mi bli­ski; wła­ści­wie ja sam swo­ją całą kul­tu­ral­ną for­ma­cją do nie­go nale­ża­łem; uwa­ża­łem jed­nak, że ten Wschód musi być bro­nio­ny przed destruk­cyj­nym oddzia­ły­wa­niem orga­ni­za­cji pań­stwo­wej, któ­ra wyro­sła doko­ła Rusi Suz­dal­skiej i Moskwy. Jesz­cze w bar­dzo wcze­snej mło­do­ści wyro­bi­ło się we mnie pod wpły­wem lek­tu­ry powie­ści histo­rycz­nych Dmi­tri­ja Mereż­kow­skie­go prze­ko­na­nie, że przy wiel­kich twór­czych walo­rach ducha rosyj­skie­go w pań­stwo­wo­ści rosyj­skiej tkwi­ły pew­ne ele­men­ty abso­lut­ne­go zła. Pobyt w łagrach spo­tę­go­wał to przekonanie”.

Jako jeniec wojen­ny i wię­zień poli­tycz­ny w ZSRR Sta­ni­sław Swia­nie­wicz sta­rał się, aby jego opi­sy i ana­li­zy nie były jed­no­stron­ne i ujmo­wa­ły zja­wi­ska z róż­nych per­spek­tyw. Według mojej opi­nii szcze­gól­nie cen­ny był spo­sób por­tre­to­wa­nia Rosjan – zarów­no towa­rzy­szy nie­do­li w wię­zie­niach i łagrze, jak i przed­sta­wi­cie­li reżi­mu. Sta­rał się bowiem uka­zać ich w spo­sób jak naj­bar­dziej ludz­ki, wska­zu­jąc czę­sto na psy­cho­lo­gicz­ne i spo­łecz­ne uwa­run­ko­wa­nia ich postaw i zachowań.

Nie spo­sób w krót­kiej recen­zji uka­zać całe bogac­two pra­cy Sta­ni­sła­wa Swia­nie­wi­cza. Pole­cam więc wszyst­kim Czy­tel­ni­kom samo­dziel­ne odkry­wa­nie tego dzie­ła, po prze­czy­ta­niu któ­re­go z pew­no­ścią poczu­ją się ubogaceni.

Opra­co­wał Mate­usz Zemla